Komentarze: 0
Granulat malinowy... Dobrze jest go zjeść choćby łyżeczkę, na osłodę
całej atmosfery. Dla rozweselenia klimatu, który już na pierwszy
rzut oka powinien być wesoły...
Znów przyszedł czas, kiedy to musiałem przemyśleć parę rzeczy...
Pozwolę sobie użyć fragmentów z "pamiętnika" mojego kolegi...
>>
Dlaczego nie urodziłem się w normalnej rodzinie? W rodzinie,
gdzie jest przyjemna atmosfera między poszczególnymi członkami
całej rodziny... Gdzie na śniadanie jest chleb z masłem i herbata,
a od pensji do pensji wiąże sie ledwo koniec z końcem...
A tymczasem... Ojciec na zagranicznej delegacji, matka do
późnego wieczoru w firmie, bo ojca nie ma i ktoś musi przejąć
jego obowiązki... Zawsze rano przywieszona na lodówce karteczka,
np: "pani Gosia przyjdzie około 10, załatwi co trzeba,
obiad tak jak zawsze. całuję".. I pani Gosia przychodzi
około 10, gotuje obiad na 13:30, wychodzi po 15.. Matka wraca
nieraz po 20, 21. Na nic nie ma czasu, zawsze zmęczona. I tak
cały tydzień. No, może oprócz niedzieli. W niedzielę oczywiście
cała rodzina do kościoła, obowiązkowo na 9. I oczywiście cała
odświętnie ubrana... Jak gdzieś się wychodzi, to "włącza się
sztuczne ogrzewanie", a w domu, to normalnie wieje chłodem
jak np. na pólnocnym biegunie...
<<
>>
Dlaczego jak coś chcę mieć, to wystarczy tylko poprosić, wtedy?
Koledzy czy koleżanki ze szkoły muszą sobie na to zapracować.
Z reguły każdy z kim rozmawiam chciałby być na moim miejscu.
I trochę mnie to martwi. Jaka jest korzyść z tego całego
"bogactwa"? A wielkie gówno...
<<
Oto życie w przepychu... Znamy się od piaskownicy.
Najpierw mieszkał w wieżowcu obok, potem "willa na przedmieściu".
Zawsze chciałem być na jego miejscu... Na komunię dostał
komputer, wieżę, telewizor i masę innych rzeczy.
U mnie i u innych kumpli standard: pegasus, zegarek, jakaś encyklopedia..
W wieku 14 lat dostał od ojca "ścigacza", ja miałem
tylko rometa..
Ale nie chodzi tu o pieniądze. Jeszcze gdy byłem młodszy
myślałem, że jak rodzice dają mu takie super prezenty,
że jak ma wszystko co chce, to bardziej go kochają...
Zrozumiałem to dopiero jakieś 4-5 lat temu. Gdy już od
niego kiedyś tam wychodziłem, usłyszałem malutką rozmowę...
On sie pyta matki, czy moga porozmawiac, a ona na to,
ile pieniedzy potrzebuje... wtedy jeszcze tego zbytnio
nie rozumialem, ale podobno z wiekiem czlowiek madrzeje..
lecz coz sie okazalo.. u mnie w rodzinie, ktora zyje z miesiaca na miesiac
jakas wiazac koniec z koncem, jest to samo.. pogon za praca, brak czasu
dla mnie, dla mojego rodzenstwa. zmienia sie tylko miejsce
akcji...
"...masz i pomyśl!"